wtorek, 11 czerwca 2013

Rambo pierwsza krew

A właściwie druga, bo pierwsza była jakiś czas temu, jak małą kot przeze mnie podparał niechcący.
Dziś młodą miała się zaopiekować teściowa, bo sąsiadce coś wypadło i nie byłam pewna, czy zdąży wrócić. Teściowej popsuł się samochód, więc T. po nią pojechał i żebym później jej nie odwoziła, umówiłyśmy się, że jak T. będzie jechał do pracy, to podwiezie je do moich rodziców. Tak też zrobiliśmy. Przyjechałam po małą, a teściowa od drzwi mówi "zabijesz mnie, mała się udeżyła i rozcięła czoło". "no co" mówię "każdemu mogło się zdażyć, nie przejmuj się". Patrzę, nieźle rozcięła, ale przecież różne rzeczy mogą się zdażyć i nie ma co się martwić. Równie dobrze mogła głowę rozbić, jakbym ja ją pilnowała, czy ktoś inny. Że rodzice mieszkają przy szpitalu, poszłyśmy na chirurgię. Całe szczęście obeszło się bez szycia, bo miałaby później większy ślad. A tak to będzie pewnie niewielka kreseczka. Pani doktor założyła opatrunek i wróciłyśmy do domu. Posadziłam ją na łóżku, odkręciłam się, a ona wyrżnęła głową o ścianę i sobie to rozkrwawiła. Najgorzej sytuację przeżyła teściowa, bo się obwiniała. Ale przy takim dziecku, które zaczyna próbować świata, nie ma opcji, żeby je aż tak dopilnować, żeby się nic nie stało.
W każdym razie najważniejsze, że nic gorszego się nie stało i że mała podobno prawie nie płakała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz