środa, 20 sierpnia 2014

Wakacje nad polskim morzem

W tym roku wybraliśmy się na wczasy nad morze. Pojechaliśmy bez żadnej rezerwacji - niby trochę ryzyko, jak się ma małe dziecko, ale zawsze coś wolnego można znaleźć (dla przykładu mój brat pojechał po wcześniejszej rezerwacji i gdy dojechał na miejsce i tak szukali czegoś nowego, rezygnując tym samym z 300zł zadatku!). No w każdym razie naszym miejscem docelowym była Stegna. Ostatnio tam byłam jakieś 8-9 lat temu i niekoniecznie wspominam dobrze ten moment, ale to stare dzieje. Praktycznie nic się miejscowość nie zmieniła. Noclegu szukaliśmy tylko jakieś pół godziny. Cena przyzwoita, do morza jakieś 2-3km, ale spacer to zdrowie, więc było git.

Po rozpakowaniu poszliśmy nad wodę. Pogoda była świetna! Piasek gorący. Ale... jaki syf w tym piachu! Ludzie nie mają za grosz wyobraźni! Pełno petów, papierków po cukierkach, a nawet puszek po piwie! No kurczę! Czy osobom, które zostawiają taki syf, jest miło siedzieć w takim brudzie?! No masakra jakaś!

Na plaży nie siedzieliśmy zbyt długo, bo oczywiście mała zmęczona, zaczęła wołać "mleczko", a mama butli nie wzięła. Musieliśmy więc wracać.

Ogólnie na plaży pełno ludzi. Ciężko gdziekolwiek się rozłożyć. Tak naprawdę dopiero w niedzielę skorzystaliśmy z morza do bólu. Siedzieliśmy od 9 rano do 17. Jedynie wyskoczyliśmy tylko na pół godzinki na jedzonko przy plaży.



Małej się chyba podobało. Oczywiście wszystkie samochody "na 2 zł" były jej :)





W poniedziałek miałam tak dość plaży i słońca, że pojechaliśmy do mini zoo w Jantarze. Może zwierząt tam dużo nie ma, ale przy wejściu każde dziecko dostaje torebkę z marchewką, którą może dawać zwierzakom. Oczywiście Weronika nie zapomniała dokarmić również siebie ;)






Byliśmy też jednego dnia na spotkaniu z Dorotą Zawadzką - telewizyjną super nianią. Spotkanie bardzo sympatyczne, ale nie wyniosłam z niego nic, czego bym jeszcze nie wiedziała.

I tak nam zleciało kilka dni. A teraz siedzę i myślę, że tu niebawem trzeba już wracać do pracy. Fakt, że tylko do stycznia, jak dobrze pójdzie, ale nie wiem, czy te "wolne" od stycznia nie będzie gorsze od codziennego jeżdżenia do roboty.