poniedziałek, 10 czerwca 2013

Poranna akcja

Dziś z rana, a właściwie z bardzo rana, bo kilka minut przed 4:00, była ewakuacja z pokoju. Nakarmiłam małą, przełożyłam ją do łóżeczka, wracam do swojego wyrka, patrzę, a tam nad łóżkiem pająk. Sama go nie wezmę, więc co zrobiłam? Poszłam po T., bo kto jak nie facet powinien się zająć tą sprawą? No więc obudziłam go, przyszedł, wziął chusteczkę i zgarnął pająka ze ściany. Ale co?  Patrzę, a on się coś waha. Schodzi z łóżka, a ja pytam, czy go zabił. Mówi, że tak, ale oczywiście mu nie wierzę, więc każę pokazać chusteczkę. Zaczął się migać, więc zapaliła mi się czerwona lampka. Wyszedł z pokoju, a ja zamiast iść spać, zaczęłam sprawdzać pościel... I po co mi to było? Okazało się, że "przyjaciel" łazi sobie po mojej poduszce i ma się całkiem nieźle. Znów narobiłam hałasu, ale zanim T. przyszedł, pająka już nie było. Wiadomo, że się już do łóżka nie położę, bo jeszcze mnie "przyjaciel" pod nie wciągnie, czy coś, więc wzięłam rozbudzoną małą i poszłyśmy spać do T. Młoda tak się kręciła i go kopała, że nie wytrzymał i poszedł do jej pokoiku :-)
Ogólnie fatalny dziś dzień. Pisać o tym nie będę. Ale myślałam, że takie rzeczy, to tylko w kryminałach, a w każdym razie bardzo daleko ode mnie :-(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz