wtorek, 28 czerwca 2011

Polskie urzędy, alarm i wielgachna pizza

Już od tygodnia za mną chodziła pizza, więc niewiele myśląc zamówiłam największą na wynos - a co! Wychodzę ze sklepu, a tu telefon. Dzwoni mama, że jakiś polecony jest do mnie. Pojechałam więc na pocztę i co się okazuje? Obudzili się z TBS-u. Jakieś 5 lat temu składałam wniosek o mieszkanie, a oni dopiero przysłali mi "deklarację o wysokości dochodów". Jeśli ją wypełnię będę mogła dalej ubiegać się o mieszkanie. Oczywiście tylko teoretycznie, bo przecież nie mogę się o to starać, jeśli mam na siebie dom przepisany. No, ale lepiej późno niż wcale :) Śmieszne są te polskie urzędy :)
Wyszłam z poczty i biegiem do samochodu, bo przecież żarełko stygnie, a do domu jeszcze kawałek. W końcu dojechałam. Biegiem zanoszę zakupy do domu, a w pewnym momencie słyszę ijoijoijo. Siet! Alarmu nie wyłączyłam. Tak to jest, jak się tyle czasu w domu siedzi i się do miasta nie jedzie - szybko się zapomina o alarmie. Dobrze, że z wrażenia nie zapomniałam kodu, bo dopiero by się pół wsi zleciało.
A teraz siedzę i wcinam drugi kawałek pizzy, chociaż co dziwnego? Po pierwszym kawałku musiałam już przerwę zrobić, a to nie jest zupełnie w moim stylu :)

środa, 22 czerwca 2011

Koniec roku szkolnego :)

No to mamy koniec roku. Wreszcie! Chociaż teraz sporo papierkowej roboty przede mną :( niestety... Już pomijając pisanie wszelkiego rodzaju sprawozdań za cały rok, pozostaje problem siedzenia w rekrutacji, która już któryś dzień daje mi się we znaki ;/ No i cóż poradzić? Co z tego, że wywiesiłam ogłoszenie o zebraniu, jak każdy to olał... później będą dzwonić i pytać. Co z tego,że poszłam na rękę i porobiłam tak dyżury w rekrutacji, że nie trzeba siedzieć codziennie po 8 godzin w pracy... Kogo to obchodzi? Bo przecież każdy to olewa i oczywiście muszę się sama zmagać ze wszystkimi papierkami. No przepraszam... Dwie osoby mnie nie zawiodły. Ale to chyba trochę za mało... No cóż, jak to powiadają: "Kto ma miękkie serce, ten ma twardą dupę". Coś w tym chyba jest.

wtorek, 21 czerwca 2011

Truskawkowa zmora ;)

Kurczę! Truskawek mam zatrzęsienie! Jak nigdy! Już nie mam co z nimi robić, a zamrażarka jeszcze nie przyszła. Mam nadzieję, że może już jutro przywiozą. Ale póki co trzeba kombinować. Tak więc zapukałam do wujka Google i co wymyśliłam? Ciasto z truskawkami :) Właśnie jest w piekarniku i nie wiem, czy powstrzymam się za pół godziny, żeby nie zjeść ciepłego :)

piątek, 17 czerwca 2011

Weekend :)

No i mamy piątek. W sumie dla mnie to nic takiego skoro i tak w pracy jestem ostatnio gościem. No ale jakby nie było koniec tygodnia. Ledwo zwlokłam się rano z łóżka. Chęci, żeby jechać do pracy na 8:00 standardowo brakowało. Wyjeżdżam z podwórka, a tu co? Uśmiech na mojej buzi od ucha do ucha. Dlaczego? Wreszcie udało mi się wyhodować pierwszy kwiatek w ogródku :) W tamtym roku ani jeden mi nie urósł. A tu proszę! Piękny, żółciutki...


 Ciekawe kiedy pojawią się następne? Już nie mogę się doczekać!

czwartek, 16 czerwca 2011

Koniec i bomba

I oczywiście moją dietę szlag trafił! A to wszystko przez źle rozpisany jadłospis na dziś i przez T. :( Już tak dobrze mi szło, a tu taki zonk! No ale od jutra znów ta sama dieta. Chyba,że sąsiadka mnie zbałamuci na wino ;p No a teraz lecę na rolki, żeby spalić to, co zjadłam. A później może bieganko? Zobaczymy czy się sąsiadka zmobilizuje, bo z tym może być różnie. Co roku sobie obiecujemy codzienne bieganie, a w praktyce wychodzi: 3 dni biegania i tydzień przerwy ;)

sobota, 11 czerwca 2011

Mały wypadzik po ciechanowskich knajpach

Kolejny tydzień w przysiółku, a co za dużo, to niezdrowo. Czasem trzeba się wyrwać do miasta. I okazja się pojawiła i to podwójna. Nawet nie chciało mi się jechać na szkolenie kosmetyczne z Oriflame, ale skoro już moja najlepsiejsza psiapióła przyjechała i miałyśmy się spotkać, to co mi szkodziło jechać. Wsiadłam więc w samochód, odbębniłam szkolenie i pojechałam na umówione spotkanie do Barona. Czekam przed wejściem i czekam, bo tak się umówiłyśmy, ale M. nie przyjeżdża. Więc co? Za telefon i sms, ale dalej cisza. W końcu dzwonię na drugi numer, a ona mówi, że jest już w środku - nie ma to jak się dobrze zgadać :D Dostałyśmy menu, no ale ja na diecie, więc głupio tak siedzieć przy szklance wody. Przeglądam i patrzę sałatki. Wzięłam więc sałatkę z łososiem grillowanym, i co? Bomba! Najlepsza chyba sałatka jaką jadłam w życiu. Normalnie rewelka! Trochę już rozgrzebana, ale wyglądała mniej więcej tak:



Później pojechałyśmy do pizzerii, gdzie obeszłam się smakiem, bo przecież limit mojego jedzenia został wyczerpany :( Ale M. dobrze sobie poradziła - zjadła pół największej pizzy :)
Co robiłam ja w takim razie? Pozowałam rzecz jasna ;p

wtorek, 7 czerwca 2011

Humor z zeszytów, a właściwie z klasówek :)

No i stało się. Wróciły klasy z praktyk i na nowo wyprowadzają mnie z równowagi. Czas nieubłaganie płynie, więc pora na wystawianie ocen. Zrobiłam więc dziś sprawdzian z Młodej Polski w jednej z klas. Słowo daję - można spaść z krzesła, jak to się czyta. A oto najlepsze przykłady:

"Dekadentyzm - jest to mowa o tym, że najważniejszy jest dekalog Boga."

To to jeszcze nic! Jeden orzeł rozbawił mnie do łez :) Trzeba było wyjaśnić symbole z "Wesela" Wyspiańskiego. Więc co napisał?

"Widmo - np. statek - pojawiał się i znikał :)"
"Sznur - słowo pochodzi od słowa sznurek "
"Czapka - okrycie na głowę :)"
"Upiór - coś podobnego do ducha, ale nie jestem pewien"
"Stańczyk - wiedziałem, ale zapomniałem"
"Złoty róg - bardzo kosztowny przedmiot, widziałem w filmie, każdy chciał go posiadać"

Chyba zasłużył na  umieszczenie na http://wyciagamykarteczki.pl :)

sobota, 4 czerwca 2011

Wolne od pracy umysłowej, ale nie od pracy w ogóle

No tak. Niby w szkole w tym tygodniu byłam tylko na 3 lekcje, ale to nie znaczy, że przez resztę dni leżałam i nic nie robiłam. Tak to już na wsiach bywa. Jak się chce mieć coś swojego, to trzeba trochę pracy włożyć - a tej było wcale nie mało! Cały tydzień zmagałam się z zielskiem w warzywach. Masakra! To co nie trzeba, rośnie kilka razy szybciej niż to, co powinno. Ale teraz można już tylko siedzieć i czekać, aż jakieś zielsko wyrośnie. A jak wyrośnie, to od razu je cap i po kłopocie! Moje plecy wyglądają jak u buraczanej panny (są koloru moich mebli w kuchni), ale co tam. Muszę teraz tylko przód wyrównać :) A oto kawałek mojej pracy:

czwartek, 2 czerwca 2011

Ciągła nuda

W moim życiu ostatnio wieje nudą. A to wszystko przez to, że odeszły moje ulubione klasy i mam teraz bardzo mało godzin. No cóż, czas leci.... jedni odchodzą, a inni przyjdą... chociaż już pewnie nie tacy fajni, jak tamci :( Ale nie o tym chciałam pisać. Z nudów sięgnęłam po zaległe prace klasowe. No i opłacało się :) Jak zwykle miałam ubaw na całego! No bo co jak co, ale klasówki zawsze człowieka ożywią. Oto dwa fragmenty, które mnie rozbawiły:

"Gdy pan zmarł, sprawdzał za pomocą sznurka kamizelki, czy schudł lub przytył".

i drugi (też z "Kamizelki"):

"Gdy chudł, zmniejszał pasek o 1, by żona myślała, że żyje".

Niezłe, nie? Nic tylko wrzucić na wyciagamykarteczki.pl