wtorek, 3 września 2013

Kiedyś wszystko się kończy...

No i tak skończyły się wakacje :-(
W ostatnią niedzielę wolnego zrobiliśmy małej imprezę urodzinową. Z tego całego zamieszania ze staniem w garach, zapomniałam nawet przyozdobić dom balonami... No ale jakoś było. Prawie się wyrobiłam. Prawie, bo jak już byli goście, kończyłam smażyć piersi z kurczaka. I dobrze, że je zrobiłam, bo sos do nich zrobił furrorę. A przepis banalnie prosty: pokroić drobno suszone pomidory, podsmażyć je krótko (tak, żeby się nie przypaliły), dodać śmietanę, maggi albo wegetę i zagotować. Palce lizać!
No ale o roczku miało być. Mała była w siódmym niebie, bo miała towarzystwo. Zabawa była na całego. Szczególnie jak ciocia dała taki samochodzik:



Śmiechom nie było końca.
Po jedzeniu nadszedł czas na tort, który w efekcie zamówiłam w cukierni.



I szczerze? Byłam zawiedziona. Zawsze brałam z tej samej cukierni, bo robili najlepsze torty. A ten był bez rewelacji. Gdyby nie brak czasu i przyrządów do zdobienia, sama lepszy bym zrobiła.
Najgorsze było sprzątanie po imprezie. Całe szczęście mamy zmywarkę, bo inaczej bym chyba się załamała.
Następnego dnia niestety zaczął się rok szkolny i trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości. Załamałam się beznadziejnym planem lekcji. Takiego jeszcze chyba nigdy nie miałam. Ale jakoś dam radę.
A dziś? Dziś pierwsze lekcje. Było nieźle, chociaż wciąż mam lekki stres, bo dostałam w tym roku zawodówki, których nie uczyłam jakieś pięć lat. No ale trzeba dać radę. W każdym razie jestem już jeden dzień bliżej wakacji ;-)

2 komentarze:

  1. Będzie z zawodówek lepszy humor z zeszytów ;-)
    Z Werki niezła rajderka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Roczek...wielka chwila, więc samych cukierasów życiowych Wam życzę :)
    P.S. I jakie to okropne...pierwszy tydzień września a dusza chce już wakacji...niestety też tak mam w tym roku :(

    OdpowiedzUsuń